Od „pokojowego” zamrożenia do nowego zagrożenia
Po politycznie wyreżyserowanym „pokoju” w Ukrainie, który utrwala faktyczną okupację części terytoriów, świat ogłasza „koniec wojny”. Waszyngton i Bruksela mówią o „sukcesie dyplomacji”, media skupiają się na odbudowie Ukrainy, a budżety obronne znów są cięte. Rosja formalnie zgadza się na rozejm, ale nie wycofuje wojsk z okupowanych regionów.
Dla Kremla to sygnał: metoda „szybko zająć – potem się dogadać” działa. Żadnych druzgocących sankcji nie ma, a zachodnie rządy wolą negocjować niż ryzykować wojnę z mocarstwem jądrowym.
Pauza na przezbrojenie
Przez kolejne dwa lata Moskwa przeprowadza dużą reformę armii:
- odbudowuje dywizje pancerne i zmechanizowane na kierunku zachodnim,
- gromadzi rakiety i drony,
- kupuje broń od Iranu, Korei Północnej i Chin,
- prowadzi ćwiczenia z Białorusią, ćwicząc przełamanie korytarza suwalskiego.
Oficjalnie mówi o „obronie nowych granic”, ale w rzeczywistości przygotowuje się do nowej operacji.
Bałtycki blitz
O świcie 15 czerwca (data umowna) z terytorium Białorusi rusza zmasowane uderzenie na korytarz suwalski. W ciągu 36 godzin wojska rosyjskie i białoruskie zajmują kluczowe węzły komunikacyjne, odcinając kraje bałtyckie od reszty Europy. Równolegle z Kaliningradu idą działania odciągające na północy Litwy i przy granicy z Polską.
Rada Północnoatlantycka zbiera się w trybie pilnym, ale dyskusje o uruchomieniu artykułu 5 przeciągają się:
- część krajów domaga się natychmiastowej odpowiedzi militarnej,
- inne ostrzegają przed ryzykiem eskalacji nuklearnej i chcą „najpierw rozmawiać”.
Polska wstrzymuje się od samodzielnego uderzenia, czekając na decyzję kolektywną, której brakuje. To przypomina sytuację, gdy Warszawa – mimo apeli – nie zdecydowała się na stworzenie strefy obrony powietrznej nad zachodnią Ukrainą ani na aktywne strącanie rosyjskich rakiet i dronów („Szahedów”), które leciały w pobliżu jej granic.
Szok psychologiczny i „propozycje pokojowe”
Po 72 godzinach Moskwa ogłasza „zakończenie operacji specjalnej” i gotowość do negocjacji. Warunki: uznanie nowego status quo i gwarancja, że NATO nie będzie rozmieszczać baz w krajach bałtyckich.
Część polityków w Europie Zachodniej, zwłaszcza w dużych państwach UE, popiera „pokój dla uniknięcia III wojny światowej”. Wracają znajome z przypadku Ukrainy frazy:
„Nie możemy walczyć z mocarstwem jądrowym”
„Lepiej zły pokój niż wielka wojna”.
Upadek artykułu 5 i rozpad zaufania
Jeśli NATO nie odpowie zbrojnie, artykuł 5 stanie się martwą literą.
- Polska, choć wciąż w sojuszu, będzie musiała polegać na własnych siłach i szukać regionalnych porozumień wojskowych.
- Państwa Europy Środkowo-Wschodniej zrozumieją, że system zbiorowego bezpieczeństwa przestał działać.
- USA skupią się na Azji, a europejska integracja obronna będzie spóźniona.
Strategia Kremla: „przełamywanie po kolei”
Po krajach bałtyckich kolejnymi celami mogą być:
- Polska – jako kluczowy węzeł NATO we wschodniej flance,
- Mołdawia – przez Naddniestrze,
- Rumunia – dla kontroli nad Morzem Czarnym.
Schemat pozostaje ten sam: szybki atak → fakt dokonany → negocjacje na warunkach Moskwy.
Wnioski: cena „pokoju bez kary”
Scenariusz zaczyna się od haseł o „zakończeniu wojny” w Ukrainie, a kończy upadkiem NATO i bezpieczeństwa w Europie. Rezygnacja z karania agresora za pierwszy akt to zaproszenie do kolejnych.
Dla Polski oznacza to, że jeśli dziś oddamy Ukrainę w imię złudnego spokoju, jutro możemy zostać sami – czy to w obronie krajów bałtyckich, czy własnych granic. Pytanie, na które Warszawa musi odpowiedzieć już teraz:
Jeśli nie byliśmy gotowi strącać rosyjskich rakiet nad Ukrainą, czy będziemy gotowi wysłać żołnierzy ginąć za Rygę, Tallin i Wilno?