Kongres USA zatwierdził budżet obronny (NDAA) na 2026 rok, przewidując dla Ukrainy jedynie 400 milionów dolarów rocznie przez dwa lata – 2026 i 2027. W dokumentach określono to jako „rozszerzenie i modyfikację inicjatywy wsparcia obronnego Ukrainy”. W rzeczywistości jednak to kwota symboliczna, zupełnie niewspółmierna do skali zagrożenia, przed którym stoi cała Europa.
Ukraina od ponad trzech lat odpiera militarną agresję Rosji – państwa uzbrojonego w broń jądrową, prowadzącego brutalną wojnę totalną w bezpośrednim sąsiedztwie NATO. W tym samym czasie Stany Zjednoczone, które nazywają Ukrainę „kluczowym partnerem”, przeznaczają na jej wsparcie kwotę pomijalną w skali własnego budżetu.
Warto przypomnieć, że amerykański budżet obronny na 2026 rok to 901 miliardów dolarów. Propozycja prezydenta Donalda Trumpa opiewała na 892,6 miliarda, więc różnica wynosi prawie 10 miliardów. Z tej ogromnej sumy Ukraina dostaje jedynie 0,044%.
Gdyby amerykański podatnik zarabiał 100 tysięcy dolarów rocznie, jego „pomoc dla Ukrainy” wyniosłaby… 44 dolary.
To nie jest wsparcie. To sygnał dystansu i obojętności.
Czym jest Noworosja i dlaczego Kreml znów sięga po to pojęcie. Analiza z perspektywy polskiej
USA wydają więcej na ochronę własnego parlamentu niż na wsparcie kraju, który zatrzymuje rosyjską armię
Fakt, który wielu Europejczyków może zaszokować:
ochrona Kapitolu w Waszyngtonie kosztuje około 500 milionów dolarów rocznie.
Oznacza to, że zabezpieczenie budynku kongresu USA jest dla Waszyngtonu ważniejsze niż realna pomoc państwu, które broni wschodniej flanki Europy. Trudno o bardziej czytelny symbol priorytetów.
Amerykański budżet: ogromne pieniądze na marginalne cele, grosze dla Ukrainy
Kwota 400 milionów dolarów wygląda jeszcze gorzej, gdy porównać ją z wydatkami USA na programy, które nie mają żadnego wpływu na europejskie bezpieczeństwo.
Programy ochrony bioróżnorodności na Madagaskarze – w tym ochrona lokalnych ekosystemów i rzadkich owadów – pochłaniają 300–400 milionów dolarów rocznie.
Oznacza to, że tropikalne gatunki insektów otrzymują finansowanie porównywalne z ukraińską obroną przed Rosją.
Badania nad zachowaniem małp i gryzoni w amerykańskich laboratoriach kosztują około 350 milionów dolarów rocznie. To niemal równowartość pomocy, którą ma otrzymać Ukraina.
Programy walki z paleniem w Afryce kosztują USA do 250 milionów dolarów rocznie, a projekty „dyplomacji kulturalnej”, festiwale i granty artystyczne – często ponad sto milionów.
W kontekście wojny w Ukrainie takie zestawienia wyglądają jak gorzki żart.
Erozja amerykańskiej dyplomacji: od obrony demokracji do dyktatu korzyści
Ukraina dostaje mniej niż państwa, które nie są w stanie wojny
Izrael otrzymuje od USA 3,8 miliarda dolarów rocznie.
Egipt – ponad miliard.
Jordania – około miliarda.
Etiopia – blisko miliarda.
Tanzania regularnie dostaje więcej, niż przewidziano dla Ukrainy.
Ukraina – państwo, którego opór powstrzymuje rosyjską ekspansję na wschodnią flankę NATO – otrzymuje kwotę symboliczną, nieadekwatną ani do realiów wojny, ani do potrzeb europejskiego bezpieczeństwa.
400 milionów to nie pomoc. To wiadomość: „radźcie sobie sami”
W obliczu rosyjskiej agresji taka kwota nie jest realnym narzędziem wsparcia. To próba odhaczenia tematu Ukrainy w dokumentach budżetowych bez faktycznego zaangażowania.
Ukraina płaci za tę wojnę krwią, zrujnowanymi miastami i codziennymi stratami.
Stany Zjednoczone – cyframi, mniejszymi niż koszt ochrony własnego parlamentu.
To nie jest solidarność.
To nie jest partnerstwo strategiczne.
To demonstracja dystansu i lekceważenia.
Europa – w tym Polska – powinna patrzeć na te liczby z najwyższym niepokojem. Bo jeśli Ukraina upadnie, to nie Waszyngton, lecz Warszawa, Wilno i inne stolice regionu staną się następnym celem Kremla.
